top of page

Pani Jeziora

Gdy świat kobiet był dla mnie fetyszem i dodatkową podnietą, już wtedy pojawiając się nad jeziorem, łączyłam różne swoje pasje.

Lycra moja miłość (czy to legginsy, czy kostiumy gimnastyczne, czy wreszcie rajstopy), poddana działaniu wody...

Spędziłam wiele godzin na tych zabawach. Miałam wtedy ponton, na którym wypływałam na środek jeziora mając na sobie tylko rajstopy. Albo białe legginsy z lycry. Albo zupełnie nago.

Pewnego razu zobaczyłam, będąc na spacerze nad jeziorem, jak dwie dziewczyny robiły sesję foto w wodach jeziora. Jedna z nich, modelka, chodziła w wodzie w kapeluszu i sukience. Wtedy pomyślałam, że skoro One mogą, to czemu nie ja.

I tak zaczęła pojawiać się w mojej głowie zupełnie nowa wizja połączenia różnych moich pasji.

Musiałam od tamtego momentu poczekać jeszcze kilka lat.

Aż przyszła wiosna tego, 2015 roku...

Najpierw były próby zanurzenia moich białych szpilek. Jednak szybko stwierdziłam, że dno jeziora to nie basen, więc znalazłam dla nich inne zastosowanie. Od tego momentu kilkakrotnie pojawiły się w moich rękach jako rekwizyt, by wreszcie ponownie zanurzyć się w mule …

Początkowe brodzenie po kostki, po kolana, po...

Wchodziłam coraz dalej, coraz głębiej.

Początkowe przypadkowe stroje zastąpiły zaplanowane kreacje, które chciałam poddać testowi wody.

A gdy pojawił się kostium kąpielowy, zanim pojawiłam się w nim na publicznej plaży, przetestowałam go oczywiście w swoim ulubionym miejscu.

I każda kąpiel rozbudza pragnienia do kolejnej, jeszcze bardziej zakręconej, więc Pani Jeziora często pojawiała się tego lata w swoim królestwie...

 

 

Pierwszy raz poczułam przyjemność z tego, że mam na sobie mokre rzeczy, gdy wracałam z kina z Wioletą. Chodziłam wtedy do liceum. Była niedziela, poszłyśmy do kina. Było ciepło. Wioleta miała na sobie letnią zwiewną sukienkę, ja spodenki i koszulkę. W drodze powrotnej zaskoczyła nas ulewa. Nie schowałyśmy się tylko szłyśmy dalej w strugach wody. Bardzo podobało mi się to, co czułam na sobie i co widziałam na Wiolecie.

Kolejną podobną sytuację przeżyłam ponownie z Wioletą. Była majówka. Po południu spadł deszcz. Byłyśmy akurat w parku koło CHDK-u. Tym razem na szczęście deszcz szybko się skończył, bo w przeciwnym przypadku nie byłoby wieczornej zabawy na płycie przed amfiteatrem. Ale kałuże były. Chętnych do tańca na tym mokrym podłożu też było niewielu, więc zaczęłyśmy z Wioletą tańczyć walca po obwodzie placu i nie zważałyśmy na to, że nasze stopy co chwila trafiają na kałuże powodując spore rozpryski. Nie wiem, czy ten dodatkowy element, czy po prostu sam nasz taniec, a może połączenie obu, spowodowało, że utworzył się dookoła nas krąg obserwatorów, który nagrodził nas brawami.

 

I jak tu nie kochać tego magicznego momentu, gdy woda wyczynia niezwykłe rzeczy z rzeczami, które mam na sobie

I właśnie o tym opowiada Pani Jeziora.

Ale zanim opowiem o o tym, jak tego, 2015 roku, stałam się Panią Jeziora, przypomnę w kalejdoskopowym skrócie jak wyglądał mój rekonesans przed laty. Właśnie w tym miejscu, ale to był...

Inny czas, inna ja, to samo, ale jednak inne, miejsce...

Pani Jeziora i Jej Królestwo

Please reload

Pani Jeziora wchodzi

do swego Królestwa

Please reload

bottom of page